Zielonym szlakiem z Tylmanowej na Koziarz

Wiosenna wędrówka z Tylmanowej na Koziarz

Był początek marca, sobotni poranek, który od pierwszej chwili pachniał wiosną. Słońce nieśmiało wyglądało zza porannej mgły, a ja – z plecakiem na ramionach i ciepłą kawą jeszcze w dłoni – stanęłam na początku zielonego szlaku w Tylmanowej na Koziarz. Już od kilku dni nie mogłam się doczekać tej wyprawy. Po zimie czułam ogromną potrzebę przewietrzenia głowy, złapania oddechu, a przede wszystkim – kontaktu z naturą.

Start w Tylmanowej – czas w drogę!

Szlak zaczyna się przy moście nad Dunajcem, niedaleko kościoła. Od razu czuć, że to nie będzie tylko spacer po lesie – podejście jest konkretne już od pierwszych minut. Cała trasa na Koziarz to około 6 km, z przewyższeniem sięgającym 572 metrów. Według map to 2,5 godziny marszu w jedną stronę. W praktyce – wszystko zależy od tempa i liczby przystanków na zdjęcia (a tych, ostrzegam, będzie sporo!).

Początek prowadzi asfaltową drogą w górę, mijam ostatnie zabudowania, kilka drewnianych domów z oknami pełnymi kwiatów i podwórkami, gdzie krzątają się kury. W powietrzu czuć już wiosnę. Czułam, jak cywilizacja powoli zostaje za mną. Z każdym krokiem było coraz ciszej, coraz spokojniej. A ja – coraz bardziej zrelaksowana.

Wiosna pachnie intensywniej w górach

Już po kilkunastu minutach zaczęły się pierwsze leśne odcinki. Ściółka jeszcze wilgotna po niedawnych opadach, gdzieniegdzie płaty topniejącego śniegu – ale to wiosna była zdecydowanie na prowadzeniu. Powietrze pachniało mieszanką igliwia i świeżej ziemi.

Szlak pnie się cały czas w górę, momentami dość stromo. Były fragmenty, gdzie czułam, że muszę zwolnić, uspokoić oddech i pozwolić nogom odpocząć. Ale ten rodzaj zmęczenia… to chyba moje ulubione uczucie. Bo wiem, że każda kropla potu to krok bliżej celu.

Kamienista, stroma ścieżka prowadząca przez bezlistny las w słoneczny dzień. Szlak z Tylmanowej na Koziarz

Pierwsze widoki – i ten moment zachwytu

Po około 1,5 godziny marszu dotarłam do miejsca, gdzie drzewa się przerzedzają, a przede mną otwiera się pierwszy prawdziwy widok. I co za widok! Tatry – jeszcze w śnieżnych czapach – rysowały się na horyzoncie ostro i majestatycznie. Zrobiłam zdjęcie, ale prawda jest taka, że żadne zdjęcie nie odda tej przestrzeni i głębi. Stałam tam dobre kilka minut, nie mogąc się napatrzeć. Czułam wzruszenie, prawdziwe i głębokie – takie, które ściska w gardle.

Widok na Tatry uchwycony między pniami brzóz, w otoczeniu iglastych i bezlistnych drzew.
Widok na ośnieżone Tatry w oddali, z ciemnym lasem i pagórkami na pierwszym planie pod lekko zachmurzonym niebem.

Zastanawiałam się wtedy, jak często gubimy tę zdolność do zachwytu. Żyjemy szybko, skupiamy się na listach zadań, a zapominamy po prostu patrzeć przed siebie. Tego dnia obiecałam sobie, że częściej będę robić sobie takie „resety” – z dala od zasięgu, powiadomień, planów.

Szlak prowadzi dalej łagodniej, wśród rozległych polan, które w sezonie pewnie kipią zielenią. Teraz są jeszcze uśpione, ale widać już kępy przebiśniegów. Mijam samotną kapliczkę i kilka starych szałasów. Wyobrażam sobie, jak kiedyś pasterze prowadzili tu owce, jak ogień trzaskał w ognisku, a niebo nad głową było pełne gwiazd.

Na szczycie – Koziarz

Ostatni odcinek jest najcięższy. Stromy, kamienisty, miejscami śliski. Serce bije szybciej, pot spływa po plecach, ale wiem, że to już blisko. Na szczycie znajduje się wieża widokowa – prosta, drewniana konstrukcja, ale z niesamowitym potencjałem. Weszłam na górę i… zaniemówiłam. Tatry po jednej stronie, Gorce po drugiej, a przy dobrej widoczności można nawet wypatrzyć Beskid Sądecki i Pieniny. Tego dnia powietrze było przejrzyste, a widoczność fantastyczna – jakby natura specjalnie dla mnie zrobiła pokaz.

Widok na górski krajobraz z wieży widokowej Koziarz, z tablicą pokazującą opisaną panoramę szczytów w tle.
Kępa przebiśniegów wśród suchych liści w lesie, w tle drewniana wieża widokowa na Koziarzu i bezlistne drzewa.

Usiadłam na ławce obok wieży, wyjęłam kanapkę i termos z herbatą. Smakowało jak w najlepszej restauracji. Towarzyszyły mi ptaki, cisza i lekki wiatr. Zero pośpiechu. Byłam dokładnie tam, gdzie chciałam być.

Powrót i refleksje

Cała wędrówka zajęła mi niecałe 5 godzin – z dłuższym odpoczynkiem na szczycie, przerwami na zdjęcia i zachwyty. To trasa, która daje satysfakcję, ale nie wymaga żelaznej kondycji. Moim zdaniem – poziom średni, idealny dla osób, które lubią górskie spacery, ale niekoniecznie marzą o zdobywaniu Rysów.

Uśmiechnięta kobieta w okularach przeciwsłonecznych, ubrana sportowo, stoi na tle górskiej panoramy i suchej łąki w słoneczny dzień.

Wróciłam do Tylmanowej zmęczona, ale naładowana dobrą energią. Z twarzą zaróżowioną od słońca i wiatru, z głową pełną obrazów, których nie odda żaden ekran. A w sercu – ogromna wdzięczność za to, że mogę po prostu pójść w góry, nacieszyć się nimi i być przez chwilę tylko „tu i teraz”.

Praktyczne wskazówki dla planujących wędrówkę

Na koniec kilka podpowiedzi, jeśli Ty też planujesz przejść zielonym szlakiem z Tylmanowej na Koziarz:

  • Czas przejścia: w górę około 2,5 godziny, w dół 2 godziny – w sumie 4–5 godzin z przerwami.
  • Długość trasy: ok. 5,7 km w jedną stronę, 12 km łącznie.
  • Przewyższenie: ok. 572 m.
  • Poziom trudności: umiarkowany – dobre buty trekkingowe to podstawa, szczególnie przy mokrej ściółce.
  • Pogoda: warto sprawdzić prognozę – przy słabej widoczności traci się sporo z uroku tej trasy.
  • Jedzenie i picie: nie ma schroniska na szczycie, więc zaopatrz się wcześniej.
  • Dojazd: najlepiej samochodem – w Tylmanowej można zostawić auto przy kościele.
  • Ekstra: przy wieży widokowej można zrobić ognisko, dlatego pomyśl czy nie zabrać ze sobą kiełbaski

I najważniejsze – daj sobie czas na bycie w drodze. Nie śpiesz się. Patrz, słuchaj, oddychaj. Bo czasami to właśnie takie „zwykłe” wędrówki okazują się najbardziej wyjątkowe.

Polecamy również inne szlaki

  1. Szlak na Szpilówkę
  2. Szlak na Łapsową polanę
  3. Szlak na Sokolicę

Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *