Malowniczy zachód słońca nad morzem w Zadarze, z sylwetkami ludzi na molo oraz łodką, Chorwacja.

Z Zagrzebia do Zadaru – gotowy plan

Nasza bałkańska odyseja trwa w najlepsze, a Chorwacja z każdym dniem odkrywa przed nami coraz piękniejsze karty. Po intensywnym pierwszym dniu, który był prawdziwym chrztem bojowym, nasz drugi poranek w tym kraju zaplanowaliśmy wokół miejsca-legendy. To był cel, który od dawna widniał na szczycie naszej podróżniczej listy marzeń – prawdziwy cud natury, o którym słyszał chyba każdy, kto choć raz przeglądał zdjęcia z Bałkanów.

Spektakularny, ognistoczerwony zachód słońca nad Morzem Adriatyckim w Zadarze, na horyzoncie widoczne wyspy.

Wstęp – Rzucenie rękawicy

To był jeden z tych dni, które na papierze wyglądają jak czyste szaleństwo. Co więcej dzień, który w przewodniku turystycznym rozpisano by na co najmniej trzy osobne wycieczki. Dzień, który zaczął się w kontynentalnej zieleni, a skończył nad adriatyckim błękitem, z przystankiem w scenerii rodem z Dzikiego Zachodu. Oczywiście wielu powiedziałoby, że to niemożliwe. Że to pogoń, a nie zwiedzanie. My postanowiliśmy sprawdzić, czy da się w jeden dzień zanurzyć w magii Plitwickich Jezior, poczuć potęgę surowego kanionu i zdążyć na najpiękniejszy zachód słońca w Zadarze. Oto nasza szalona jednodniówka, która okazała się jednym z najbardziej pamiętnych doświadczeń naszej chorwackiej podróży. Rzuciliśmy rękawicę logistyce, zmęczeniu i upływającemu czasowi. I wiecie co? Wygraliśmy.

Zanim jednak porwiemy Was w wir opowieści, spójrzmy na szkielet tego wariactwa. Logistyka to klucz, a dobry plan to podstawa każdego, nawet najbardziej spontanicznego wyzwania. Nasz „plan bitwy” był napięty jak struna, ale dzięki niemu wszystko zagrało idealnie. Oto jak wyglądał ten dzień, minuta po minucie, kilometr po kilometrze:

  • 6:30 – Pobudka w Zagrzebiu. Szybka kawa, jeszcze szybsze pakowanie prowiantu i ostatnie spojrzenie na mapę. Ruszamy na południe, w stronę cudu natury.
  • 10:00 – Start zwiedzania Parku Narodowego Jezior Plitwickich. Czasu mamy niewiele, więc wybieramy ambitny cel: trasa C w pełnej krasie. Zegar tyka.
  • 15:00 – Z bólem serca, ale i z poczuciem spełnienia, opuszczamy turkusowy raj. Wbijamy w nawigację kolejny, zupełnie inny świat. Wyjazd w kierunku kanionu.
  • 16:00 – Chwile zachwytu nad Kanionem Zrmanje. Krótki, ale intensywny postój na złapanie drugiego oddechu i innej perspektywy.
  • 16:30 – Ostatni etap podróży. Adrenalina miesza się ze zmęczeniem. Cel: Zadar. Nagroda: zachód słońca.
  • Ok. 17:40 – Meldunek w Zadarze, rzucenie plecaków w apartamencie i pogoń za zachodzącym słońcem w stronę Morskich Organów. Czy zdążymy na spektakl?

Etap 1: Poranek w Turkusowym Raju (Plitwice w trybie turbo)

Park Narodowy Jezior Plitwickich to miejsce, które wymyka się słowom. To symfonia wody, skał i zieleni. Szesnaście turkusowych jezior połączonych ze sobą ponad dziewięćdziesięcioma wodospadami, kaskadami i progami skalnymi, tworzy krajobraz tak nierealny, że człowiek przeciera oczy ze zdumienia. Historia tego miejsca sięga daleko, ale jego oficjalna ochrona jako parku narodowego rozpoczęła się w 1949 roku, a trzydzieści lat później, w 1979 roku, trafiło ono na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. To klejnot koronny chorwackiej przyrody, który przyciąga miliony. A my mieliśmy na niego zaledwie cztery godziny.

Kobieta z niebieskim parasolem na drewnianej kładce w Parku Narodowym Jezior Plitwickich, turkusowe jezioro, Chorwacja.
Widok z góry na zakrzywioną drewnianą kładkę nad intensywnie turkusową wodą i bujną zieloną roślinnością.

Wjazd do parku o wczesnej porze to strategiczne mistrzostwo. Choć o 10:00 nie byliśmy już pionierami, udało nam się wyprzedzić falę autokarów, która zalewa to miejsce w samo południe. Mniej ludzi na drewnianych kładkach oznaczało więcej przestrzeni na chłonięcie widoków i szybsze tempo marszu. A tempo było nam potrzebne.

Park oferuje kilka oficjalnych tras zwiedzania, oznaczonych literami. Nasz wybór padł na trasę C, bo chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej. To był prawdziwy „sprint przez raj”. Każdy krok po drewnianej kładce, tuż nad krystalicznie czystą wodą, w której pływały pstrągi, był ucztą dla zmysłów. Szum wodospadów zagłuszał myśli, a feeria barw – od głębokiego szmaragdu po jasny turkus – hipnotyzowała. Nie było czasu na długie postoje i kontemplację, ale każdy zakręt, każdy nowy widok zapisywał się w pamięci jak fotografia. Rejs łodzią przez największe jezioro Kozjak był chwilą wytchnienia, momentem, by spojrzeć na otaczające nas zalesione wzgórza z innej perspektywy. Wiedzieliśmy, że porywamy się na wiele, ale widok Wielkiego Wodospadu, najwyższego w Chorwacji, z potężnym hukiem rozbijającego się o skały, wynagrodził nam każdy pośpiech.

Kobieta robiąca serce z rąk na tle Wielkiego Wodospadu w Parku Narodowym Jezior Plitwickich, Chorwacja.

Najważniejsze porady:

  • Kup bilet online! To absolutna konieczność. Wybierasz konkretny dzień i godzinę wejścia. Unikasz gigantycznych kolejek do kas i masz gwarancję, że w ogóle wejdziesz do parku, bo limity odwiedzających są egzekwowane.
  • Wybierz trasę z głową. Przed przyjazdem przeanalizuj mapę tras na oficjalnej stronie parku. Zastanów się, ile masz czasu i sił. Trasa C jest fantastyczna, ale wymagająca. Jeśli wolisz spokojniejsze tempo, wybierz krótszą opcję.

🔗 Przygotowaliśmy dla Was przewodnik, dzięki któremu unikniecie problemów a Wasz pobyt w Plitwicach będzie jeszcze przyjemniejszy.

Etap 2: Popołudniowy zastrzyk adrenaliny (Kanion Zrmanje)

Po ok pięciu godzinach intensywnego marszu, opuściliśmy zielony, ociekający wodą raj Plitwic i ruszyliśmy na południe. Krajobraz za oknem samochodu zaczął się diametralnie zmieniać. Bujną roślinność zastąpił surowy, skalisty i spalony słońcem płaskowyż. Wjechaliśmy w świat dzikiego interioru, który przypominał bardziej prerie Arizony niż bałkańskie wybrzeże. Naszym celem był punkt widokowy na Kanion Zrmanje.

Widok z lotu ptaka na Kanion Zrmanje, rzeka meandrująca przez skalisty krajobraz, Chorwacja.
Krajobraz Kanionu Zrmanje w Chorwacji, zielona rzeka wijąca się przez skaliste wzgórza pod błękitnym niebem.

Historia tego miejsca jest równie surowa co jego wygląd. Przez wieki rzeka Zrmanja rzeźbiła sobie drogę przez wapienne skały, tworząc monumentalny kanion, który w najgłębszych miejscach sięga 200 metrów. To właśnie te plenery rozkochały w sobie europejskich filmowców, którzy w latach 60. kręcili tu kultowe filmy o przygodach indiańskiego wodza Winnetou. Stojąc na krawędzi kanionu, naprawdę można poczuć się jak na Dzikim Zachodzie.

Para robiąca sobie selfie na punkcie widokowym nad Kanionem Zrmanje w Chorwacji, w tle skaliste zbocza i rzeka.

Po całym poranku na nogach, krótki, ale intensywny trekking do punktu widokowego był jak zastrzyk adrenaliny. Zmęczone mięśnie dostały nowy impuls, a widok, który ukazał się naszym oczom, wynagrodził każdy wysiłek. Potężna, zielona rzeka wijąca się na dnie skalistego wąwozu to obraz, który na długo pozostaje w pamięci. To był moment na „złapanie drugiego oddechu” w scenerii tak odmiennej od Plitwic, jak to tylko możliwe. Perfekcyjny kontrast i dowód na to, jak różnorodna potrafi być Chorwacja.

Trekking dla zabieganych:

  • Jak dojechać i gdzie zaparkować? Najlepszym punktem orientacyjnym jest „Pariževačka glavica” lub po prostu Winnetou parking w nawigacji Google Maps. Z głównej drogi D54 skręca się w lokalną drogę, która po kilkuset metrach doprowadzi Was do małego parkingu. Stamtąd do słynnego zakola rzeki jest dosłownie 5 minut spacerem.
  • Filmowe zakole: Nie bez powodu to miejsce stało się ikoną. To idealny przystanek w drodze do Zadaru – nie wymaga wiele czasu, a dostarcza niezapomnianych wrażeń wizualnych. Idealne, by rozprostować nogi i zrobić jedno z fajniejszych zdjęć z całej podróży.

W drodze do Zadaru będziecie przejeżdżać przez most Maslenica. Polecamy się tam zatrzymać na chwilkę, żeby podziwiać imponujące widoki na morze oraz góry. Dla rządnych jeszcze większych przygód istnieje możliwość skoku na bungee z czerwonego mostu.

Czerwony most Maslenica nad błękitną wodą w Chorwacji, w tle góry Velebit i błękitne niebo.

Meta: Wieczorna nagroda w Zadarze

Wjazd do Zadaru był kulminacją naszego maratonu. Po całym dniu w trasie, wreszcie poczuliśmy na twarzach słoną bryzę Adriatyku, a zmęczenie zaczęło ustępować miejsca ekscytacji. Spojrzeliśmy na zegarki. Do zachodu słońca mieliśmy jeszcze ponad dwie godziny – idealny czas, by zgubić się w labiryncie kamiennych uliczek Starego Miasta, a finał tego szalonego dnia uczcić na słynnej Rivie. Nasz plan był prosty: najpierw szybki kurs historii, a na deser – najpiękniejszy zachód słońca na świecie.

Historyczny sprint przed zmierzchem – Spacer po starym mieście

Po rzuceniu bagaży w apartamencie od razu ruszyliśmy w miasto. Nasz spacer był swoistym wyścigiem z czasem, by chłonąć tysiące lat historii, zanim słońce zacznie swój spektakl. Wiedząc, że nieubłaganie zbliża się ono do horyzontu, w przyspieszonym tempie odkrywaliśmy największe skarby zadarskiej starówki.

Ruiny Forum Rzymskiego w Zadarze o zmierzchu, Chorwacja.
Kobieta opierająca się o kolumnę na Forum Rzymskim w Zadarze, w tle okrągły Kościół św. Donata i dzwonnica.

Mury obronne i bramy miejskie: Przemknęliśmy wzdłuż fragmentu imponujących fortyfikacji (wpisanych na listę UNESCO), mijając renesansową Bramę Lądową (Kopnena Vrata), która przez wieki stanowiła główne wejście do miasta.

Forum Rzymskie: Naszym pierwszym przystankiem były imponujące pozostałości największego rzymskiego forum po wschodniej stronie Adriatyku. Fragmenty potężnych kolumn i świątyń, porozrzucane na wielkim placu, dały nam poczucie potęgi i bogatej przeszłości tego miejsca.

Kościół św. Donata: Tuż obok forum stoi prawdziwy symbol Zadaru – monumentalna, preromańska rotunda z IX wieku. Jej surowa, okrągła bryła, zbudowana częściowo z materiałów z rzymskich ruin, robi ogromne wrażenie i jest świadectwem burzliwych dziejów miasta.

Okrągły Kościół św. Donata i dzwonnica Katedry na Forum Rzymskim w Zadarze w świetle zachodzącego słońca, Chorwacja.

Katedra św. Anastazji: Rzuciliśmy okiem na największą katedrę w Dalmacji, wspaniały przykład stylu romańskiego. Jej dzwonnica górowała nad miastem.

Wielki Finał – Słońce, morze i sztuka na Rivie

Chłonąc historię na każdym kroku, czuliśmy, że zbliża się punkt kulminacyjny – moment, na który czekaliśmy cały dzień. Gdy złota godzina była w pełni, skierowaliśmy nasze kroki na nadmorską promenadę. Zgodnie z planem, dotarliśmy na nabrzeże, by zająć miejsca na widowni największego teatru natury, którego scenografię wzmocnił ludzki geniusz.

Organy Morskie (Morske Orgulje): Znaleźliśmy miejsce na kamiennych schodach, które są jednocześnie unikalnym instrumentem muzycznym. To nie człowiek, a same fale Adriatyku, wpadając do systemu 35 piszczałek, grają hipnotyzującą, melancholijną melodię. Ten dźwięk stał się idealną ścieżką dźwiękową do spektaklu, który rozgrywał się na niebie.

Malowniczy zachód słońca nad morzem w Zadarze, z sylwetkami ludzi na molo, Chorwacja.

Spektakularny zachód słońca: Alfred Hitchcock podczas swojej wizyty w 1964 roku powiedział, że zadarski zachód słońca jest najpiękniejszy na świecie. Patrząc na ognistą kulę znikającą za horyzontem wyspy Ugljan, zrozumieliśmy, że mistrz suspensu ani trochę nie przesadzał. Niebo eksplodowało odcieniami purpury, pomarańczu i różu, a my siedzieliśmy w ciszy, chłonąc tę chwilę. To była najpiękniejsza nagroda za trudy i pośpiech całego dnia.

Pozdrowienie Słońca (Pozdrav Suncu): Gdy tylko ostatni promień słońca zniknął, tuż obok nas obudziła się do życia druga instalacja. Imponujący, 22-metrowy okrąg z płyt solarnych, który przez cały dzień chłonął energię, teraz zaczął mienić się tysiącem barw, pulsując w rytm fal i dźwięków organów. Magiczne zwieńczenie magicznego wieczoru.

Para robiąca selfie na świecącej, kolorowej instalacji Pozdrowienie Słońca w Zadarze w nocy, Chorwacja.

Co jeszcze w Zadarze i okolicach?

Gdybyśmy mieli więcej czasu, z pewnością wybralibyśmy się na rejs na archipelag Kornati, nazywany „kamiennymi łzami na morzu”, lub do Parku Narodowego Krka z jego słynnymi wodospadami. Warto też odwiedzić pobliskie historyczne miasteczko Nin ze słynną „najmniejszą katedrą świata” lub wybrać się na wyspę Pag, znaną z księżycowych krajobrazów i wyśmienitego sera. Zadar to idealna baza wypadowa, ale też miasto, w którym po prostu chce się być.

Podsumowanie: Werdykt – Czy było warto?

Stojąc wieczorem na zadarskiej promenadzie, z szumem organów w uszach i obrazem zachodzącego słońca pod powiekami, odpowiedź na to pytanie mogła być tylko jedna. Czy było warto? Absolutnie tak. Czy zrobilibyśmy to jeszcze raz? Bez wahania. Kochamy takie szybkie, intensywne tempo podróżowania. Pozwala nam ono maksymalnie wykorzystać urlop i zobaczyć miejsca o skrajnie różnym charakterze w bardzo krótkim czasie. To jak podróżnicza pigułka, esencja regionu skondensowana w kilkunastu godzinach.

Oczywiście, taki plan nie jest pozbawiony wad. Spróbujmy to ująć w ramy krótkiego bilansu:

Plusy:

  • Ogromna dawka wrażeń: Od wodospadów, przez kaniony, po historyczne miasto i morze – wszystko w jeden dzień.
  • Maksymalne wykorzystanie czasu: Idealne dla osób z ograniczonym czasem urlopowym, które chcą „odhaczyć” kilka kluczowych punktów.
  • Poczucie satysfakcji: Realizacja tak ambitnego planu daje niesamowitego „kopa” i poczucie, że niemożliwe nie istnieje.

Minusy:

  • Pośpiech: Nie ma czasu na długą kontemplację, trzeba trzymać się harmonogramu.
  • Zmęczenie: To dzień na bardzo wysokich obrotach, który kończy się fizycznym i psychicznym wyczerpaniem.
  • Powierzchowne zwiedzanie: Każde z tych miejsc zasługuje na osobny dzień. My liznęliśmy tylko ich powierzchni, chłonąc atmosferę w biegu.
  • Ryzyko: Wystarczy większy korek na autostradzie, zła pogoda w Plitwicach czy problem z samochodem, a cały misterny plan rozpada się jak domek z kart.

Dla kogo jest ten plan? Z pełną odpowiedzialnością możemy polecić go osobom pełnym energii, zdeterminowanym i dobrze zorganizowanym. To opcja dla par i grup przyjaciół, którzy lubią aktywne zwiedzanie i nie boją się wyzwań. Zdecydowanie odradzamy go rodzinom z małymi dziećmi, seniorom oraz wszystkim tym, którzy cenią sobie spokojne, niespieszne odkrywanie nowych miejsc. To nie jest plan na relaks, to plan na przygodę.

Zakończenie – Zapowiedź dalszej części

Ten szalony dzień był dla nas idealnym otwarciem dalmatyńskiego rozdziału naszej chorwackiej przygody. Był intensywnym wstępem do odkrywania uroków wybrzeża, które w kolejnych dniach miało nas jeszcze nie raz zachwycić. Zadar okazał się być nie tylko metą tego maratonu, ale i fantastyczną bazą wypadową do dalszych eskapad. Ale o tym opowiemy już wkrótce…

Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *