Porcja grillowanych lapas (skałoczepów) na żeliwnej patelni, posypanych pietruszką, z plasterkiem cytryny.

Jedzenie na Maderze

Co zjedliśmy, czego się nie spodziewaliśmy i co wróci z nami w walizce

Jeśli jesteście smakoszami, którzy lubią podróżować albo podróżujecie głównie po to, żeby jeść (nie oceniamy, my też tak mamy), to Madera to miejsce, które powinno znaleźć się wysoko na Waszej liście. To niewielka wyspa, ale jaka kuchnia? Absolutnie wielowymiarowa. Jedzenie na Maderze zaskakuje. Poniżej relacja żywcem wyjęta z naszego notesu smakosza, czyli co zjedliśmy, co nas zaskoczyło i dlaczego czarna pałaszka z bananem nie powinna brzmieć tak śmiesznie, jak brzmi.

Dania główne, czyli sprawy poważne

Espada com banana

To danie zasługuje na osobny akapit. Wchodzimy do restauracji, patrzymy w menu: „czarna pałaszka z bananem”. Brzmi jak kulinarna prowokacja. Ale mówią nam, że to klasyk. Zamawiamy. Dostajemy cienkie filety ryby (z wyglądu niezbyt urodziwej, ale smak ma znaczenie) i obok smażonego banana. I teraz uwaga: to działa. Espada jest delikatna, lekko maślana, a banan wprowadza słodką kontrę. Nasze mózgi na chwilę nie wiedzą, czy to deser czy obiad. Ale podniebienia krzyczą z zachwytu. Największe zaskoczenie wyjazdu. I to bardzo pozytywne.

Dwie surowe ryby pałasza czarnego leżące na lodzie w niebieskiej skrzynce.
Pałasz czarny
Talerz z panierowanym filetem z ryby espada, smażonym bananem, frytkami i kolorową surówką.
Espada com banana

Atum grelhado

Grillowany tuńczyk? Niby nic wielkiego, a jednak. W Polsce zazwyczaj trafia się wersja przegotowana na wiór. Tu? Idealnie soczysty, zgrillowany tylko na tyle, by był ciepły w środku, ale nie stracił konsystencji. Do tego oliwa, ziemniaki i sezonowe warzywa. Prosto, konkretnie, pysznie.

Talerz z grillowanym stekiem z tuńczyka, frytkami, sałatą, marchewką i plasterkiem pomidora.
Tuńczyk grillowany

Lapas i Ameijoas

Czyli małże. Lapas to takie lokalne, przysysające się do skał stwory, które trafiają na talerz z masłem czosnkowym i cytryną. Chrupiące na brzegach, miękkie w środku. Idealna przystawka do piwa Coral. Ameijoas to z kolei małe, jasne małże duszone w białym winie z pietruszką. Pachną morzem i szczęśliwym życiem bez zegarka.

Porcja grillowanych lapas (skałoczepów) na żeliwnej patelni, posypanych pietruszką, z plasterkiem cytryny.
Lapas
Talerz z małżami ameijoas, podanymi z pietruszką, oliwą i kawałkiem cytryny.
Ameijoas

Espetada

Wołowe i/lub drobiowe szaszłyki nadziewane na patyki, pieczone nad żarem. Czysta radość z jedzenia mięsa. Przychodzą zazwyczaj na metalowym szpikulcu zawieszonym nad talerzem, a my czujemy się jak królowie. Nasze były podane w bardziej przyziemny sposób – po prostu na patyku. W każdym razie: mocne mięsne przeżycie.

Talerz z grillowanymi maderskimi szaszłykami z kurczaka i wołowiny, frytkami i świeżą surówką.
Espetada

Polvo

Ośmiornica. Przyznamy się: mamy słabość. Gdy tylko widzimy ją w menu, bierzemy. Tu, na Maderze, najczęściej grillowana albo duszona z czosnkiem i winem. Miękka jak masło, zero gumowatości. Klasa sama w sobie.

Talerz z duszoną ośmiornicą w sosie z warzywami, podaną z frytkami.
Porcja pieczonej ośmiornicy z cebulą, papryką i ziemniakami w oliwie.
Miska z sałatką z ośmiornicy, papryki, cebuli i oliwek, z cytryną i frytkami w tle.
Talerz z grillowaną ośmiornicą, pieczonymi ziemniakami, rukolą i sosem balsamicznym.

Camarão ao alho

Krewetki z czosnkiem. Też klasyk. Ale jeśli masz dobre masło, czosnek i świeże krewetki, to niczego więcej nie trzeba. No, może kromki bolo do caco na wycieraczkę.

Porcja krewetek w sosie czosnkowym na białym talerzu, udekorowana natką pietruszki.
Camarão ao alho

Bolo do caco

To nie deser, choć brzmi jak ciasto. To płaski, okrągły chlebek z czosnkowym masłem, podawany na ciepło. Lekko chrupkawy z wierzchu, puszysty w środku. Uzależnia. Zjedliśmy tyle, że mogliśmy potem turlać się po lewadach.

Pokrojony na kawałki maderski płaski chlebek bolo do caco, serwowany na papierze.
Bolo do caco – ciepły, czosnkowy chlebek z patelni, jeden z kulinarnych symboli Madery.

Na słodko

Madera wie, jak zakończyć posiłek.

Bolo de mel: ciemnobrązowe ciasto z melasą i przyprawami, wilgotne i korzenne. Idealne do kawy.

Pudim flan: klasyczny karmelowy budyń, nie za słodki, aksamitny. Lekka kropka nad „i” po dobrym obiedzie.

Owoce, czyli raj na surowo

Nigdy nie widzieliśmy tylu odmian marakui.

Bananowa, cytrusowa, z miodem, pomarańczowa… Na targu w Funchal można zrobić degustację, po której człowiek się zastanawia, czy przypadkiem nie jest w jakimś kulinarnym Matrixie.

Do tego dochodzą lokalne klasyki:

Banana da Madeira: odmiana mniejsza, słodsza, aromatyczniejsza niż ta ze sklepu. Najlepsze były te bezpośrednio z plantacji bananowej.

Papaja, Mango, Nespera (nieszpułka), Anona: wszystko dojrzałe, soczyste i jakby miało więcej smaku niż owoce z kontynentu. Bo pewnie ma.

Zestaw owoców tropikalnych z Madery: banany, mango, cherymoja, marakuja i owoce passiflory, ułożone na serwetce z haftem przedstawiającym parę w tradycyjnych strojach.
Kolory Madery – lokalne owoce tropikalne i haftowana tradycja.

Do popicia (czyli rzeczy, po których życie jest łatwiejsze)

Wino Madera

Nie wiemy, czemu dopiero teraz to odkryliśmy. Madera to nie tylko wyspa, to również nazwa wina – wzmacnianego, dojrzewanego w beczkach w wysokiej temperaturze. Efekt? Gęste, złożone, długie w smaku. Może być wytrawne, półsłodkie, słodkie. My zakochaliśmy się w wersji medium dry. To absolutna perełka wyjazdu.

Poncha

Lokalny drink z rumu z trzciny cukrowej, miodu i soku z cytrusów. Pije się to z malutkich szklaneczek, ale niech Was to nie zwiedzie. Kopie jak muł. Ale wesoły muł.

Szklanka z żółtym napojem poncha na drewnianym stole w otoczeniu palm i błękitnego nieba.
Poncha – esencja Madery w szklance. Słodko-kwaśna, orzeźwiająca, z charakterem.

Piwo Coral

Lekkie, orzeźwiające, dobre do ryby, do słońca i do życia ogólnie. Nic wybitnego, ale jak najbardziej trafione w klimat.

Rum

Jeśli lubicie rum, to koniecznie odwiedźcie lokalną destylarnię. Miejscowy rum starzony w beczkach to inna bajka niż tanie miksy z marketu. Ma charakter. I trochę ognia.

Słowo na zakończenie

Jedzenie na Maderze nas rozbroiło. Kuchnia tej wyspy to połączenie prostoty, świeżości i lokalnego charakteru. Zakochaliśmy się w winie Madera i nie przestaniemy opowiadać o espadzie z bananem – daniu, które brzmiało jak żart, a okazało się kulinarnym objawieniem.

Czy warto jechać na Maderę dla jedzenia? Jeśli nas zapytacie, odpowiemy: zarezerwujcie lot. Głodni będziecie tylko na początku.

Jak masz ochotę na więcej to tutaj dowiesz co warto robić w marcu na Maderze oraz jakie są jej najpiękniejsze miejsca.

Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *